czwartek, 25 października 2012

Sesja 1

Poniżej podsumowanie fabularne pierwszej sesji. Wrzucę tutaj tekst oraz obrazki, a w linku na końcu plik pdf w bardziej klimatycznej wersji (coś, jak Storylinia przed sesją). 
Graczom spodobał się sposób opisania, więc takiego stylu i formy będę się trzymał.

Sesja 1

Prolog, część 1 - Jak brat z bratem

Pewnie słyszałeś o ataku wściekłych mutantów na konwój Oazy? No tak, kto by o tym nie słyszał. W tej dziurze tego typu wydarzenia są na miarę wyboru Blachary Roku w Detroit. A o tym, że w Morganfield ten stary teksański pryk założył sobie targ niewolników i zwyczajnie zbiera speców z okolicy, niczym grzybki po deszczu, też słyszałeś? Tak, grzyby to coś, co kiedyś rosło, a po zebraniu jadło. Skup się!

Ponoć trwało to nie dłużej niż kilka minut. Pieprzone mutki przewaliły furgon. Czujesz, jaką musieli mieć siłę? Własnymi, skażonymi rękoma. To była masakra – flaki, krew, części ciała – wszystko latało w furgonie bezwiednie. Ludzie w środku nie mieli broni, byli związani, nie mogli się bronić – rzeźnia. Ale rodzaj ludzki nieraz dostawał po dupie i się podnosił. I tak było tym razem – przeżyło trzech. Lekko ranni pozbierali co się dało, sprawdzili czy ktoś przeżył i wiesz co? Wysadzili furgon w powietrze! Pieprznęło chmurą dymu, ale na szczęście nie zwabiło to żadnych bestii czy mutków. Jeden z nich to młody chłopak, monter. Prawdziwy fachura, ale nie wiadomo skąd pochodzi. Clip, tak kazał na siebie wołać. Drugi koleś, wysoki i wcale nie szczupły, o twarzy, której nie chciałbyś zobaczyć nocą w Vegas, to Cleaner. Chemik, który zna się też na medycynie. Trzecie z nich, co ciekawe w rejonach Missisipi, to pieprzony kaznodzieja. Joshua. Czujesz? Imię biblijne, jak w mordę strzelił! Koleś nieźle strzela i ponoć pieprzy od rzeczy religijne pierdoły. Postanowili zjednoczyć marne siły i ruszyli.

Nie zaszli daleko, aż zobaczyli rudą kobitkę, która klęła na swoją żółtą McLrkę. Mary Ann, kurier z Gildii Gołębich Skrzydeł – tak, tak, dobrze słyszałeś, „tej” Gildii. Auto jej się zesrało, że tak powiem. Ogólnie przyjęła chłopców dość chłodno, chyba miała „te dni”, hue hue. Co? Nie rozumiesz? Nie ważne. Gadka, szmatka i okazało się, że wiezie towar od szefa gangu Wild Furies, ale Crazy Boy ze swoimi chłopakami postanowił się zabawić i ściga Mary. Tak, to brat szefa gangu. Idiota, debil – jak wolisz. Krótkie negocjacje i Mary zgodziła się podwieźć chłopaków w zamian za naprawę auta. Clip wziął się do roboty. Chemik i kaznodzieja zauważyli po chwili, że ruda zaczyna się trząść, ma jakieś tiki, nie może się wysłowić. Trwało to kilkanaście sekund i kobitka wróciła do normy. Dziwne, nie? No, chłopaki zauważyły wiry piasku na horyzoncie. Tak, tak – Crazy Boy nadjeżdżał. Wysiadło czterech i sprawę przedstawili krótko: albo chłopaki się nie wtrącają, a oni dokańczają zabawę z Mary, albo będzie niewesoło. Cóż, kaznodzieja walnął przemowę i raczej nie znalazł ani jednej nici porozumienia z mniej lotnymi gangerami. Jak się domyślasz, zaczęła się walka. Bez sensu – na środku pustyni lać się o babę. Ale nie na piąchy, a używając uzi, pistoletów i łańcuchów z hakiem. Na litość. Co ciekawe, Clip postanowił dalej naprawiać auto, nie robiąc sobie nic ze świszczących wokół „kurew, ja pierdolę, ty chuju” i kul. Wiesz, w naszych czasach fart to towar luksusowy i gówno zależący od ciebie. Ale ekipa miała farta – po walce mieli tylko lekkie rany. Grubas, największy debil z gangu, jeszcze zdołał prawie dziabnąć nożem Mary, ledwo dysząc, skubaniec. Ale kaznodzieja zareagował szybko i zakończył się żywot gangera. Z Wild Furies przeżył Chuck, który mierzył Mary Ann prosto w śliczną buźkę. To musiało skończyć się tak, jak myślisz. Ale nie, Joshua, natchniony swoim Bogiem, znowu zaczął mielić jęzorem. I wiesz co? I, kurwa, skutecznie. Ja pierdolę – Chuck skumał, że został sam i posłuchał duchownego. Opuścił broń, a ten kazał mu zmiatać. Miłosierny, w dupę jeża.

Mary Ann zmiękła. Już nie była rudą suką z językiem ostrzejszym niż przyprawy dodawane do aligatorów w Miami. Co? No raczej, że jadłem. Zajebiste. Ekipa pozbierała co się dało, Clip naprawił samochód, a Cleaner znalazł minę pod martwym Szajbusem. Czujesz? Koleś miał przy sobie minę! Ksywka w dupę adekwatna, że hej! Gdzie była jego matka, gdy dojrzewał? Ale nasz kochany i rezolutny chemik wrzucił ją do bagażnika. Bardziej ogarnięty monter skapnął się, czym to może się skończyć i zwyczajnie wypieprzył ją z bagażnika BMWicy już nie gangu, w której siedział właśnie Cleaner. Ale samorodna mina nie wybuchła. Nie wiem, jak to możliwe.

Mary pokazała zlecenie kaznodziei i całą trójka zadecydowała, że ruszą do Big Daddy’ego zawieźć otwartą walizę pełną medykamentów i chemii, za całkiem niezłą sumę gambli. Jadąc dwoma autami dotarli do miejsca. Wielka radioaktywna dziura, a za nią wejście do schronu, chyba miejsca docelowego. Zaparkowali auta w różnych miejscach, a z żółtej fury wysiedli Joshua i Mary. Clip z Cleanerem, naprzeciwko wejścia czyhali w BMWicy. Po chwili pojawiły się cztery, absolutnie wkurwione i zmutowane dogi. Clip instynktownie ruszył: przejechał jednego, a drugiego puknął na tyle, że bydlę dogorywało ze złamanymi łapami. Dwa kolejne zdołały zbiec kołom i ruszyły wprost na kobietę i kaznodzieję. Szybka reakcja i próba schowania się za beczkami – Mary skoczyła, ojczulek nie wyrobił i na tyle niefortunnie strącił wcale nie pustą beczkę na zranione udo pani kurier. Bolało, jak jasna cholera. Kobitka zemdlała i chyba nie pozostało jej zbyt wiele czasu na tym świecie. Joshua upadł, słysząc szmer zza bocznych drzwi auta. Ale ważniejsze były wściekłe, zmutowane psy – kaznodziei udało się nie dopuścić je do swoich kończyn, jednak rykoszet jednego ze strzałów trafił Cleanera, który widząc co się dzieje, wybiegł z auta, chcąc pomóc pani kurier. Ach, ta rycerskość – pewnie liczył na miłe oddźwięczenie się, jeśli wiesz co mam na myśli, hue, hue. Po chwili chłopaki zobaczyli, jak jakieś paskudne robale wielkości dłoni faceta wdrapują się chmarą na auto Mary i żywią się nim! Czujesz to? Jakieś zmutowane robale, a może mechaniczne gówna wpieprzały taką zajebistą brykę! Ludźmi się w ogóle nie zainteresowali. Tak, bracie, to jest pieprzone Missisipi! Cóż, wcześniej broń, walizę i inne gówna schowali do BMWicy, w której siedział Clip. Farciarze, nie?

Ranna Mary okazała się na tyle paskudną, że nawet sprawny medyk mógłby ją źle opatrzyć i z niezłej dupci zrobiłaby się martwa dupcia. Cleaner miał jedną szansę, i dzięki wsparciu gadki-szmatki kaznodziei, uratował Mary. Trzy razy chłopaki ją uratowali, więc pewnie ma u nich dług wdzięczności.
Co było potem? A to jutro ci powiem. Co? Bo tak, emocje trzeba dawkować, młody, a jeszcze od tego samogonu coś przyniósł łeb mnie napiździa. A teraz skocz po szlugę dla wujka i nie pierdziel.

                                              Bohaterowie Graczy


Bohaterowie Niezależni


10 komentarzy:

  1. Zmusiłem się, żeby przeczytac ten tekst. Tak jak poprzednie wpisy mi się podobały, tak przez ten tutaj ciężko przebrnąć. Więcej czytaj i więcej pisz. Próbujesz naśladować styl NS, ale dużo pracy przed Tobą. Stylistyka leży, dużo błędów gramatycznych i logicznych. Sama fabuła ciekawa, ale ten opis niszczy - przykro mi. Całość do przeredagowania, a najlepiej napisać to od nowa...

    OdpowiedzUsuń
  2. O, to jestem zaskoczony :)
    Z pisaniem to raczej problemów nie miewałem za dużych (mało nie czytam, pisanie na PBFach też robi swoje), Gracze wyrazili się entuzjastycznie o powyższym (nawet Ci, którzy nie grają ze mną). O ile stylistykę czy gramatykę tłumaczę tym, że nie opowiadał tego spec z Posterunku, czy nauczyciel z NY, a zwykły George z nieliczącej się mieściny, prosty człek - więc są powtórzenia, nieskładne wyrażenia, zdanie proste. Tak miało być. Ale błędy logiczne? To mnie trochę przeraziło :) Czytałem kilka razy i nie znalazłem - Graczy poprosiłem o wskazywanie ewentualnych błędów logicznych - nic nie wskazali.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ok - poczepiam się.

    Założył SOBIE targ niewolników ???
    Grzyby - podejrzewam, że jak mało co, akurat grzyby wystepują dość gęsto. Inna sprawa, że ktoś może nie wiedzieć czemu po deszczu, ale tego akurat nie tłumaczysz. Wystarczyłoby "Kiedyś, rozumiesz, grzyby najlepiej rosły po deszczu. Nie to co teraz - po tym co teraz pada z nieba nic nie chce rosnąć"
    "latało w furgonie bezwiednie" - bezwładnie chyba...
    "rodzaj ludzki dostawał po dupie" - tu akurat to określenie zupełnie nie pasuje, ale ok - moze gdzies uslyszal cos o rodzaju ludzkim i wplotl to wyrazenie. Normalnie nie odnosi sie to do grupy ludzi - chyba ze sa to ostatni ludzie na planecie (juz trafniej byloby powiedziec gatunek ludzki).
    jak oni te mutki pokonali? bo o tym nie ma nic, chyba ze mutki rozwalily furgon a potem zniknęły.
    "(...) zadnych bestii czy mutkow. Jeden z nich był to (...)" jeden z mutków? Zamiast "Jeden z nich" pisz "jednym z ocalałych" i już.
    Opis postaci niezreczny: "Prawdziwy fachura ale nie wiadomo skad pochodził" - znaczy, ze jakby bylo wiadomo, to samo przez sie rozumialoby sie, ze fachura?
    "Trzecie z nich"... kaznodzieja ma nieokreśloną płeć?
    Nie zaszli daleko, aż... - błąd
    Zdanie zaczynające się od "Mary Ann ..." w ogóle nie jest zdaniem...
    Zdanie zaczynające się od "Gadka szmatka ..." jest zbyt wielokrotnie zożone - zmieniasz czas w którym je piszesz jakoś w srodku (przeszły, teraźniejszy, znów przeszły) - przy tak długim zdaniu powoduje to niezręczność. Rozdzielenie na dwa zdania załatwia sprawę.
    Notorycznie gubisz orzeczenia... Możesz myśleć, że to taka stylistyka, ale w języku pisamnym bardzo razi, szczególnie że łączysz zdania i okoliczniki zdań w jedną całość budując jakieś złożenia - mało sprawnie. Albo - albo.
    Chłopaki ZAUWAŻYŁY (dzieczyny zauważyły, chłopaki zauważyli, towarzystwo zauważyło).
    "wiry piasku na horyzoncie" - tabuny, tumany, piaskowe wiry od biedy...
    "Crazy Boy nadjeżdzał. Wysiadło czterech..." (Crazy Boyów jak rozumiem, bo to wynika z takiego zestawienia - nie mówisz kogo czterech).
    "Nie znalazł ani jednej nici porozumienia" - "ani jednej" jest zupełnie zbedne.

    Ufff... dalej mi się nie chce. Mam nadzieję, że się nie obrażasz - jak wiesz śledzę tego bloga regularnie i myślę, że jestem obiektywny. Ten tekst jest zły (chociaż akcja jest fajna). Jesli chcesz opinii obiektywnej - nie pytaj swoich graczy. Oni w tym uczestniczyli - dla nich ten tekst to coś więcej niż tekst. Sam nie jestem specjalistą, ale czytam sporo, piszę trochę i wiem kiedy i co razi czytelnika. Bardzo źle budujesz zdania, nie radzisz sobie z czasem w jakim piszesz, nie radzisz sobie ze zdaniami złożonymi i łaczysz zdania z okolicznikami. Zwróć na to uwagę - będzie sie ciekawiej czytać, nie tylko tym, którzy uczestniczyli. błędów jest daleko więcej niestety... wszystkich nie wymieniam - tylko najbardziej razace i tylko w pierwszej czesci tekstu.

    Najgorsze jest chyba "wypieprzył ją z bagażnika BMWicy już nie gangu, w której siedział..." - masakra. Tu nie gra w zasadzie żaden fragment... nawet BMWica - jesli już chcesz oddać mowę takiego indywiduum jak narrator to pisz "beemwicę" - nieformalne formy przeróbek skrótów nie sprawdzają się w słowie pisanym. Tak jak McLrkę z resztą.

    Wybacz, że nie ustosunkuje się do całego tekstu, ale nie chciałem go redagować, a tylko pokazać na jakiej podstawie wytykam Ci błędy. Na pocieszenie - zarąbiście trudno opisuje się sesje - czy to takie które się prowadziło, czy w które sie grało. Ale pisz na brudno i szlifuj, bo gdybyś przeczytał to przed wstawieniem zauważyłbyś co jest nie tak.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ok, dzięki za opinię i przykłady, jednak jak wspomniałem - to z założenia miało tak wyglądać. Trochę chaotycznie, nieskładnie (dotarli do miejsca, zamiast na miejsce) itd. tak, jakby opowiadał prosty facet. Uważam, że jeśli tak do tego się podejdzie, to można przeżyć :)
    Może poczytasz coś, co napisałem, bez podobnych założeń, a po prostu opowiadanie, czy historie postaci, których napisałem niemało :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chętnie przeczytam.

    Zwróć jednak uwagę, że nawet jeśli to miało tak wyglądać to jest na tyle niestarannie, że mało kto to przeczyta. Ja na przykład opisy w podręczniku NS przeczytałem z przyjemnością, a z Twoim opisem męczyłem się niemiłosiernie. A jednak prozaicy zawierają w swoich dziełach monologi wypowiadane przez prostych ludzi i nadaje się to do czytania bez specjalnego bólu zęba. Tak jak widziałeś - odniosłem się nie tylko do kwestii językowych, ale także do samego zapisu. Cały opis traci na spójnosci. Może napisałeś za krótko (pisząc do ludzi, którzy wiedzieli o co chodzi) - ja mogę się jedynie domyślać. W kazdym razie - myślę, że dałoby się to zredagować tak, żeby nadal była to wypowiedź półgłówka, a jednak czytelna... Nie moze być tak, że tracisz sens wypowiedzi ze względu na stylistykę, bo to czysty przejaw przerostu formy nad treścią - proza przede wszystkim niesie treść. Forma jest rzeczą drugorzędną. U Ciebie treść służy jedynie podkreśleniu formy - jeśli uważasz, że to o czym piszesz nie jest ważne, to ok, ale chyba nie o to Ci chodziło.

    OdpowiedzUsuń
  6. Yarin - prosiłeś żeby nie hejtować tutaj, ale nie będę Ci siary na forum robić ;) Bler już, co nieco Ci wytknął, jak widzę. I ma rację. Wczoraj przejrzałam ten tekst, a dzisiaj jak spróbowałam się wczytać, to mnie odrzuciło, niestety.
    Rozumiem, że to koleś co siedzi z petem i gada do jakiegoś synka, ale żeby sam nie wiedział, co powiedział przed chwilą? "Nie mieli broni, mieli związane ręce, nie mogli się bronić" - czy on uważa swojego słuchacza za skończonego idiotę? że nie skuma? Poza tym, jeśli była tam taka "rzeźnia" i "masakra", to jakim cudem trójka ocalałych była zaledwie lekko ranna? Chyba jednak nie było aż tak źle... ;)

    Poza tym czytaj to, co piszesz, bo Ci się rozjeżdżały czasy i zgodność odmiany. Kaznodzieja okazał się być obojnakiem. Ciała w furgonetce latały bezwiednie, zamiast bezładnie, a jakiś kolo miał nadzieję, że ruda się mu mile oddźwięczy - odwdzięczy chyba miało być.

    A z "fajniejszych" kwiatków: ranna Mary okazała się być paskudna. Ach, te baby... Swoją drogą tak skonstruowane zdanie (chodzi mi o konstrukcję: "okazała się być"), pasowałoby raczej do o kilka wieków wcześniejszej stylizacji, bo to przestarzałe dość. Skoro to jest prosty facet, to powinien mówić prosto, coś w ten deseń (ale to jest moje i tylko moje zdanie, z którym nie musisz się zgadzać. Z góry przepraszam za wulgaryzmy): "Rana była naprawdę paskudna. Nawet zajebisty medyk mógłby nie dać se rady i z niezłej dupy, byłaby martwa dupa. He, he. Uratowali ją trzy razy. Teraz ruda ma u nich taki dług wdzięczności, jak stąd w chuj i jeszcze dalej".

    Pozdrawiam,
    Ell.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cóż, może faktycznie jest do rzyci...
    Następny dam do poczytania postronnym, nim wrzucę oficjalnie :)
    Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  8. Sam przeczytaj przede wszystkim. Będzie dobrze - jak pisałeś o zasadach, o przemyśleniach, to było dobrze. Pisałem - trochę pracy i będzie ok. Chętnie przeczytam opowiadanie - może to wina próby stylizacji.

    OdpowiedzUsuń
  9. Yarin - mnie uczono, że tekst przede wszystkim powinien swoje odleżeć. Kiedy czytasz coś tuż po napisaniu, nie widzisz błędów. Jeśli zajrzysz do tekstu np. po tygodniu, sam dostrzegasz jakich baboli nasadziłeś z prostej przyczyny - po pewnym czasie nie pamiętasz, co dokładnie napisałeś. :) Wiem, że akurat tym chciałeś pochwalić się jak najszybciej - tuż po sesji, ale z drugiej strony, mogłeś odczekać chociaż jeden dzień.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ell, true - rzuciłem od razu - emocje i takie tam wzięły górą :) Teraz mam nauczkę.

    OdpowiedzUsuń