sobota, 22 września 2012

Słowem wstępu


Żeby na starość przyszło mi zakładać bloga...

Cóż, w życiu przychodzą takie chwile, kiedy trzeba podjąć decyzje. Zaraz, zaraz – czy na tym właśnie nie polega życie? No ale robi się nam zbyt filozoficznie i wzniośle, a to miejsca nie jest zbytnio ku takim dywagacjom.

Ponad trzydziestoletni facet musi wylać z siebie czasem to, co ma w sobie. Zwłaszcza taki, który jest kreatorem: tworzy i poprzez twory wyraża swoje „ja”, który musi. Czy to wiersze, teksty piosenek, produkowanie muzyki, czy też wreszcie pisanie fabularne. A w międzyczasie swoje uwielbienie do tematu RPG uskuteczniał w grach na PC i to przez kilkanaście lat.
Dopiero od trzech ostatnich pisanie fabularne, a dokładniej PBFowe, skutecznie upuszczało ze mnie lawinę kreatywności. Cóż, jeśli praca zawodowa na to nie pozwala, to taki typ człowieka po prostu musi (inaczej się udusi, jak śpiewał klasyk). Wpierw zwyczajne pisanie jako gracz, by dość płynnie przejść do roli Mistrza Gry. I tu oddaję hołd uniwersum Gwiezdnych Wojen, z którymi zaczynałem swoją przygodę na forach fabularnych. Kolejnie własne, stworzone od podstaw i autorskie, w klimatach płaszcza, szpady i piratów bez elementów fantastyki, poprzez najlepszą space operę: Mass Effect, a po drodze zahaczając o kilka innych projektów.

Zapewne doskonale zdajesz sobie sprawę z pracy, jaką wykonuje MG w grach RPG live. A wiesz, że ten PBFowy musi poświęcić większą ilość terminowanego czasu, by spełnić swoją rolę? Codzienne logowanie się, odpisy w, dajmy na to, czterech przygodach. Do tego aktywność w warstwie społecznościowej na taki forum, która jest równie istotna, co rozgrywka. W moim przypadku to co najmniej godzina dziennie. Codziennie. I to bez opcji na odwal, bo tak nie lubię. W szczegóły wdawać się nie będę, ale obraz ogólny mojej sytuacji widać: o ile dla mnie była to (i nadal jest) przyjemność, relaks po ciężki dniu i pasja, o tyle pewien „szczegół” wywrócił taki kilkuletni rytm pisania.

W kwietniu 2013 na świat przychodzi mój potomek.

I to jest główny powód zmiany aktywności z PBFowej na live RPG. Dlaczego? Ano dlatego, że gdy kobieta jest w ciąży, na barki mężczyzny spada o wiele więcej obowiązków niż dotychczas. O ile wcześniej wracając z pracy, po ogarnięciu podstawowych spraw, już od 20tej mogłem mieć czas dla siebie, to teraz do 21szej wykonuje się dodatkowe obowiązki. A po kilku takich dniach człowiek bywa przyziemnie i zwyczajnie zmęczony. I po prostu chęć przegrywa ze zmęczeniem i natłokiem innych spraw na głowie, by móc codziennie być wydajnym – ja nie dałem rady. W porę, tak myślę, wycofałem się z MGowania na PBFie, by nie psuć rozgrywki graczom. Uważam, że postąpiłem fair wobec nich i wobec siebie.
Jednak długo czekać nie musiałem, aż nawrót kreatywności zapukał do mojej głowy, domagając się wpuszczenia. Znalazłem grupę zapaleńców live RPG, którzy spotykają się najczęściej w Gdyni i grywają. Pomyślałem, że spróbuję – punkt zaczepny, a może coś tego wyniknie. Cóż, wsiąkłem i zostałem. Ba, znowu obudziła się kwestia mistrzowania. Widząc w co owa grupa grywa, postanowiłem zainteresować się dogłębniej Neuroshimą – czemu nią? O tym w kolejnym wpisie. Sam blog powstaje, by móc zapisywać swoje pomysły i przemyślenia na temat mistrzowania w postapokaliptycznym świecie, po prostu.

Żeby nie było: po prostu przygotowanie i prowadzenie sesji RPG jest mniej czasochłonne niż sesji PBFowej – w tej drugiej codziennie należy reagować, gdyż gracze zazwyczaj raz dziennie posta napiszą. Kilka misji, kilkoro graczy i mamy lekko godzinę dziennie, codziennie z głowy. Z live RPG jest inaczej: o ile poznanie świata i mechaniki zajmuje sporo czasu, to przygotowanie przygody na kilka godzin sesji, która nie odbywa się codziennie, może nawet nie co tydzień, zabiera go mniej. A ten wolny czas, który pozostaje, poświęcam na odpoczynek lub zajęcie się czymś mniej produktywno-kreatywnym, by dać odpocząć mózgowi.

Nie zapominając, że to wszystko, by to, co najważniejsze niebawem, odbywało się nie bez mojego udziału, a wręcz przeciwnie – by móc w tym uczestniczyć w każdym etapie na tyle, na ile to możliwe.

1 komentarz:

  1. Do ostatniego akapitu - przygotowanie sesji często zabiera więcej czasu niż jej zagranie...

    Fajnie się ten blog zapowiada - liczę na kontynuację.

    OdpowiedzUsuń